Obserwatorzy

niedziela, 28 stycznia 2018

Przeczytane w styczniu

Ostatni post w miesiącu przeznaczam na podsumowanie czytelnictwa.
Długo zastanawiałam się czy dołączyć do wyzwania czytelniczego u Ani Jacewicz 3650 stron. Jest wiele wyzwań czytelniczych, ale podsumowywanie stron  jest dla mnie najbardziej rzetelne, bo wiadomo - książka książce nierówna. Zastanawiałam się i już miałam dołączyć, ale zrezygnowałam bo...
Po pierwsze - czytam zawsze i wszędzie, ale nie lubię robić niczego pod presją, słowo "muszę" wyzwala we mnie mechanizm przeciwny, nie czerpałabym wtedy z tego radości. Taka jestem przekorna baba;)
Po drugie i najważniejsze - kiepska ze mnie informatyczka i tworzenie dodatkowych zakładek jest dla mnie problemem.  Co prawda jakieś mam, ale te stworzyła córcia, jedna(właśnie czytelnicza) i tak nie działa i nie mam pojęcia co z tym zrobić, a brak mi czasu by spróbować to jakoś rozgryźć.

Dlatego właśnie robię po swojemu,  tak jak w ubiegłym roku;)

W styczniu przeczytałam 6 książek i wszystkie były strzałem w dziesiątkę, chociaż wiadomo - jedne przeczytałam po prostu z przyjemnością, a inne zostaną w mojej głowie na długo, bo były rewelacyjne!!!

Zacznę od  Harlana Cobena, czyli tego co przeczytałam z przyjemnością.
Pierwsza pozycja - Jedyna szansa /thriller kryminalny/ 416 s.. Nie będę streszczała, po to robię zdjęcia okładki, ale książka naprawdę ciekawa.

Druga, również H. Cobena  "Bez skrupułów" 336 s.


Następne pozycje to już literatura polska.

Monika A.Oleksa "Spacer nad rzeką" 493 s.
Rewelacyjna książka! Nie mogłam się od niej oderwać. Akcja toczy się w Kazimierzu Dolnym, który uwielbiam! Z przyjemnością spacerowałam z bohaterką szlakami, które i ja kiedyś przemierzałam. Cieszę się że autorka część akcji przeniosła do Mięćmierza, który wywarł na mnie niezapomniane wrażenie. To wioska będąca żywym skansenem, którą upodobali sobie artyści (mam nawet zdjęcie z Tomaszem Dedkiem - Jędrulą z "Rodziny zastępczej").
Koniecznie sięgnijcie po tę pozycję, bo warto.


No i na koniec zostawiłam HIT!
Chyba też tak macie, że wiele książek Wam się podoba, zostają w pamięci na krócej lub trochę dłużej, ale są książki, które zapamiętujemy na zawsze. Tak właśnie mam z Pauliną Simons i cyklem "Jeździec Miedziany" oraz Pam Jenoff "Dziewczyna komendanta" i "Żona dyplomaty".

Tak właśnie będzie z sagą rodzinną "Stulecie Winnych"Ałbeny Grabowskiej. Trylogia wciągnęła mnie od pierwszego zdania, i gdyby nie praca i obowiązki, nie oderwałabym się dopóty, dopóki nie przeczytałabym ostatniego wyrazu trzeciej części. Rewelacyjna!!!
Akcja rozpoczyna się w roku 1914, czyli w roku wybuchu pierwszej wojny światowej, kończy w 2014. Są to dzieje rodziny Winnych na tle ważnych wydarzeń historycznych. Autorka wplata również autentyczne postacie, np. rodzinę Iwaszkiewiczów. W szkole się o tym nie mówiło, sama też nie wgłębiałam się w życiorys Jarosława Iwaszkiewicza, dlatego dopiero z treści tej książki dowiedziałam się(oczywiście później sprawdziłam w googlach) że Iwaszkiewicz był homoseksualistą. Mimo tego kochał swoją żonę Annę i córeczki: Marię i Teresę. Byli dziwnym, ale wspaniałym małżeństwem. Anna wiedziała o jego kochankach, nawet pomagała niektórym z nich.

Wybaczcie mi tę dygresję, bo przecież nie Iwaszkiewicz jest tu głównym bohaterem.
Nie będę rozpisywała się na temat treści, możecie przeczytać na okładkach, ale bardzo, bardzo gorąco polecam Wam tę serię.
Stulecie Winnych: cz.1 "Ci, którzy przeżyli" 329 s.
                                cz.2 "Ci, którzy walczyli" 296 s.
                                cz.3 "Ci, którzy wierzyli" 322 s.







Podsumowując, w  styczniu przeczytałam 6 książek, 2192 strony.
 Mam taki mały apel
Czytajmy polską literaturę, mamy naprawdę wielu wspamiałych, często młodych, autorów!

Do ferii zostały mi jeszcze dwa tygodnie, najgorsze dwa tygodnie, bo rady, zebranie z rodzicami, DBI, choina szkolna i kto wie co jeszcze:( Oby minęły jak najszybciej.
Pozdrawiam Was serdecznie:)

piątek, 26 stycznia 2018

Na ślub i takie tam różne

Witajcie!
Dziś znowu posiłkuję się starymi kartkami (z grudnia 2017) z folderu "do pokazania". Koniec półrocza nie sprzyja robótkom, więc nie powstało nic nowego.

Kartki wykonałam na jedną uroczystość - ślub Justyny i Michała.
Zdjęcia robione przy sztucznym świetle, więc same rozumiecie - tragedia:(









Zastosowałam moje ulubione tekturki, ukochany papier z Lemoncrafta i foamiranowe kwiatki.

Patrząc tak na te swoje kartki myślę sobie, że czas wejść na następny poziom i zmierzyć się z mediami, bo od biedy można to nazwać moim stylem, ale ... te same tekturki, wykrojniki, podobne kwiatki sprawiają że kartki mimo wszystko są do siebie podobne:(  Uwielbiam oglądać na youtube prace scraperek, a przede wszystkim ich pracownie. Przy okazji poznaję materiały i produkty i wciąż się uczę, zresztą chyba jak my wszystkie;)

Na razie ujarzmiam foamiran. Prawdę mówiąc najczęściej wykorzystuję tylko delikatnie uformowane kwiaty, bo z przestrzennymi wiadomo - problem z włożeniem w kopertę, nawet 3D, ale te gnieciuchy wyglądają bardzo naturalnie, dlatego od czasu do czasu chciałabym i takie mieć. Ostatnio zawzięłam się na foamiran jedwabny. Kupiłam go już dawno temu i jakoś nie mogłam się do niego przekonać, ale chyba do wszystkiego trzeba dojrzeć;) Okazuje się że jest świetny, wystarczą palce, trochę znęcania się i bez użycia żelazka kwiatek gotowy. Wiem, że to dopiero nędzne namiastki kwiatów, ale dobre i to.
 Z odpadków, dzięki podejrzeniu u Ewuni (zerknijcie na Jej świetny kurs o gnieciuszkach) zrobiłam trochę sznureczków. Zawsze gdzieś znajdą zastosowanie.
Najczęściej nie robię kwiatów do końca, bo nigdy nie wiem jakie akurat będą mi pasowały, tzn. jakie środki, kształt itp. Zawsze przygotowuję półprodukty...
Od kiedy poznałam foamiran to raczej tylko jego wykorzystuję, ale mam też mix gotowych kwiatów, najczęściej zakupionych przy okazji;)
Zaszalałam dziś z długością posta, ale tak to bywa jak trochę czasu na bloga ma się tylko w weekend;)
Pokażę Wam jeszcze tylko moje sikoreczki, które rano przylatują chudziutkie, a później wyglądają jak pączuszki;)

Pozdrawiam Was ciepluteńko:)

niedziela, 21 stycznia 2018

Jak to dobrze babcią być!

Swoje dzieci bardzo się kocha, ale wnuki... to zupełnie inna milość. Dzieci wychowujemy, a wnuki możemy rozpieszczać do woli, od tego właśnie są babcie;)
Miałam szczęście mieć wspaniałych dziadków, których już niestety nie ma od wielu lat. Byłam ich ukochaną wnuczką, może dlatego że pierwszą. Najbardziej byłam przywiązana do dziadka(taty mamy) i babci(mamy taty), która była też moją chrzestną. Układała proste wierszyki np.
Ania to moja chrześniaczka, 
zawsze daje mi buziaczka.
I na co dzień i od święta
zawsze o babci pamięta.
I pomoże, i usłuży...
Oby żyła jak najdłużej!

Każdy z nas wnuków miał swój wierszyk. Mieliśmy je nawet nagrane na magnetofonie kasetowym marki GRUNDIG;) Po wielu latach kuzyn zgrał je na komputer, ale dysk padł i głosu babci już nie usłyszę.

Z kolei dziadek(tata mamy) zabierał mnie ze sobą wszędzie. Razem murowaliśmy, naprawialiśmy płoty, pracowaliśmy w polu, ale najbardziej zapamiętam zrywanie wiśni. Mieli kilkanaście dużych drzew, zrywaliśmy razem, razem jechaliśmy do skupu, bo ile zerwałam tyle mogłam sprzedać. Niestety dziadek zmarł, gdy zdawałam maturę i bardzo przeżywałam, że nie mogłam cieszyć się z nim moimi wynikami...

Teraz sama jestem babcią i mam nadzieję, że kiedyś moje wnuki też tak ciepło będą mnie wspominali.
Dziś przyszli z życzeniami i najcudowniejszym prezentem!!!
Obraz wielkości 120 x 80cm.
Ile razy wchodzę do pokoju to uśmiecham się na widok tych buziaczków! Pobudki też będą wspaniałe;)
Filip to już poważny facet - pierwszoklasista, a Alan ma 16 miesięcy. Oboje są najmądrzejsi, najpiękniejsi, najukochańsi, i w ogóle tacy NAJ!

Oprócz obrazu dostałam jeszcze... hihi
Bardzo Was kocham moje chłopaki:):):)

 Wszystkim Babciom i Dziadkom życzę zdrowia i długiego, radosnego życia w gronie kochających wnuków:)
Dziękuję Wam za odwiedziny, komentarze i pozdrawiam cieplutko:)

sobota, 20 stycznia 2018

Zima i ptaki

Zima nie odpuszcza! Dzisiejszy ranek powitał mnie takim bajecznym widokiem...



Gdy tylko śnieg przestał padać złapałam aparat i pobiegłam do ogrodu. Musiałam znów odśnieżać, ale co tam, wolę śnieg niż deszcz i lód;)










Cieszę się że ogród okryty śnieżną pierzynką, ale dla ptaszków to trudny czas. Mam kilka karmników i dokarmiam je systematycznie od późnej jesieni. W różnych miejscach rozwieszam też jabłka dla kosów i słoninkę lub kule ze smalcu i nasion dla sikorek i dzięciołów. W klasie na oknie też zainstalowałam karmnik. Dzięki temu dzieci przyzwyczajają się do systematycznej opieki nad ptakami, a przy okazji mogą je na żywo obserwować.











Dziękuję Wam za odwiedziny i ciepłe słowa:)  Pozdrawiam :)