Obserwatorzy

wtorek, 10 lipca 2012

Wakacyjne wojaże

Dziś będzie długi post, bo i wspomnień wiele, z góry przepraszam i proszę o cierpliwość…
W czasie moich wakacyjnych wojaży zwiedziłam Gdańsk, Gdynię, Sopot i popłynęłam promem do Karlskrone(Szwecja). 
 
W Trójmieście byłam bardzo dawno temu – jako dziecko, na wycieczce szkolnej, więc bardzo chętnie odświeżyłam wspomnienia. Szkoda tylko, że tak pobieżnie… każde z tych miast zasługuje na dłuższy pobyt i dokładniejsze zwiedzanie.
W Gdańsku oczywiście ważnym punktem było odwiedzenie  PGE Areny… naprawdę, robi wrażenie. Jestem Wielkopolanką, więc patriotyzm lokalny nakazuje chwalić stadion w Poznaniu, ale dla mnie jednak najpiękniejszy jest gdański.

Będąc w Gdańsku nie można nie pospacerować po Starówce, szczególnie ul. Długą i Długim Targiem,  a także Długim Pobrzeżem – deptakiem ciągnącym się nad Motławą.



W Gdyni przespacerowałam się tylko Aleją Jana Pawła II, a potem leżałam plackiem na plaży… nawet udało mi się zostawić ręcznik, więc na pewno wrócę…hehe.
 
 


Z Gdyni promem Stena Line wyruszyłam na podbój Szwecji. Punktem docelowym było Karlskrone (Korona Karola). Miasto liczy ok. 33 tys. mieszkańców żyjących na 33 wyspach archipelagu  Blekinge, na skalistym wybrzeżu Morza Bałtyckiego, z których większość połączono groblami i mostami.

 
Na wyspie Stumholmen znajduje się Port Marynarki Wojennej... stacjonuje w nim korweta Visby - najnowocześniejszy, niewidzialny dla radarów okręt wojenny, miałam przyjemność widzieć przez chwilkę jej rufę. W/w port wpisany jest  na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Jeśli będziecie w Kalkskrone polecam do odwiedzenia Marinmuseum. Mnie zwabił tam tunel na dnie Bałtyku, w którym myślałam, że obejrzę podwodny świat Morza Bałtyckiego… niestety, to jeden wielki kicz, ale samo muzeum jest naprawdę warte obejrzenia. Jest w nim pokazana cała historia szwedzkiej Marynarki Wojennej: zdjęcia, mapy, makieta  portu, modele okrętów, wyposażenie: torpedy, armaty i co dla mnie najciekawsze – sceny, wraz z odgłosami, życia codziennego na okręcie.


 
Centrum miasta położone jest na wyspie Trossö. Stortorget -  rynek miał symbolizować potęgę kraju zresztą Karlskronę Karol XI zamierzał uczynić stolicą, centralny plac otoczyć kolumnami i imponującymi budowlami. Nie udało się tego dokonać, powstało tylko kilka kolumn przy ratuszu, w zachodniej części rynku.
W Karlskrone znajdują się trzy kościoły: Fryderyka z dwiema barokowymi wieżami (traktuje się go jako punkt orientacyjny dla turystów ), obok 300-letni kościół Świętej Trójcy i najstarszy XVII wieczny Amiralitetskyrkan – drewniany kościół, będący do dziś świątynią marynarki wojennej. Nie byłam w tym ostatnim, ale dwa pierwsze uderzają bardzo surowymi wnętrzami, nie ma żadnych malowideł, witraży, obrazów… za to myśli się o wygodzie ludzi – są np. kąciki zabaw dla dzieci. Bardzo mi to odpowiada, nie lubię przepychu w świątyniach… mieszkam niedaleko Lichenia,  więc wiem co mówię… za każdym razem kiedy tam jestem nie mogę skupić się na tym co najważniejsze, tylko myślę ile kasy zostało w to wszystko  wpompowane.  

 
W ogóle powiem Wam, że bardzo odpowiada mi styl życia w Kalskrone… Mimo, że to dość duże miasto, życie płynie sennie, leniwie… nie ma wielkiego ruchu samochodowego, na ulicach każdy uśmiecha się do każdego pozdrawiając się wzajemnie… człowiek i przyroda są tam na pierwszym planie… i tak powinno być.

 
Wracając jeszcze do atrakcji tej części Szwecji – najbardziej urzekła mnie najstarsza dzielnica – dawniej robotników portowych, obecnie ludzi zamożnych. Cudowne, kolorowe, drewniane domki,  jak się mówi – domki krasnali, nie mogły być większe, bo powstawały z kawałków drewna, które wychodzący z pracy robotnik mógł schować pod płaszczem.



Nic nie trwa wiecznie...w końcu trzeba było pożegnać to urokliwe miejsce...
Rejs do Gdyni trwa całą noc, kajuty są małe, ale bardzo wygodne... nikt jednak nie myśli o śnie ... na promie nie brak atrakcji...

Gdynia powitała nas deszczem...
 Jeszcze tylko ostatnie spojrzenie na prom i przejazd do Sopotu... pogoda wietrzna, na szczęście deszczyk tylko mżył od czasu do czasu - można było nawdychać się jodu...

 To była cudowna wycieczka - mnóstwo przeżyć i wrażeń. Powiem Wam, że nie rozumiem ludzi, którzy bardziej preferują zakup następnego ciucha czy nowszego samochodu... przecież co zobaczymy to nasze - tego nikt nam nie odbierze.
Pozdrawiam Was cieplutko i witam moich nowych Obserwatorów... bardzo się cieszę, że chcecie u mnie gościć:)

4 komentarze:

  1. Śliczne fotki, cudowne wspomnienia :)Zazdroszczę Ci tych wojaży :) Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. jednym słowem wypoczęłaś ! i to jest najważniejsze Aniu...
    ładne foty

    OdpowiedzUsuń
  3. Witaj Aniu!
    Masz rację, ale jeszcze lepiej byłoby gdybyśmy mogły pojechać nowszym samochodem, w jakimś fajnym ciuszku na super wycieczkę he he....pomarzyć dobra rzecz.
    A póki co z przyjemnością obejrzałam fotki, cieszę się razem z Tobą. Pozdrawiam-Marysia

    OdpowiedzUsuń
  4. Wspaniały wyjazd, Aniu, tylko pozazdrościć. Super, że dane Ci było zobaczyć tyle pięknych miejsc. Podzielam Twoją opinię, że warto zwiedzać,by było co wspominać i dzieliś się radością i wrażeniami z innymi. Dziękuję za to, że zechciałaś nam pokazać swoje fotki. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za każdy komentarz:)